Ula Cieplak (Julia Kamińska) – młoda dziewczyna z podwarszawskiej wioski Rysiów. Jest osobą dobrze wykształconą, świetną ekonomistką. Znajduje zatrudnienie w firmie Febo&Dobrzański jako asystentka prezesa, lecz z czasem dostaje posadę dyrektora finansowego z którego szybko rezygnuje. Prezesem firmy jest Marek Dobrzański, w którym szybko się zakochuje. Jest jednak zbyt nieśmiała i niepewna siebie, by mu o tym powiedzieć, postanawia więc zdobyć chociaż jego szacunek i przyjaźń. Na początku Ula nie zostaje zbyt ciepło przyjęta przez personel. Ludzie naśmiewają się z niej i pogardliwie nazywają "Brzydulą", nie tyle ze względu na urodę, co na styl ubioru dziewczyny zupełnie niepasujący do stylu osób związanych z firmą – duże, groteskowe okulary, oraz kolorowe, niedopasowane do siebie ubrania. Z czasem jednak, ze względu na kompetentną i dobrą pracę dla firmy, "Brzydula" zjednuje sobie coraz większą sympatię i szacunek otoczenia. Poznajemy też ukryte wcześniej cechy jej charakteru – okazuje się być silną, niedającą sobą pogardzać, zdolną do zapanowania nad sytuacją w razie problemów, kobietą. Nie raz ratuje firmę z trudnych opresji.

czwartek, 28 stycznia 2010

Rozdział I - Dzień bezrobotny w biurze.



Ula Cieplak po hucznym ślubie z Markiem była szczęśliwa jak nigdy dotąd. Leżąc jeszcze w łóżku sama (Marek pojechał do biura) wzięła do ręki zdjęcie Marka i w myślach powiedziała: "Marek jest niesamowity!". Szybko poszła do łazienki wziąć poranną kąpiel. Po kąpieli w gorącej wodzie biagała tam i z powrotem, ponieważ wciąż myślała, co ubrać do pracy. Miała trudny wybór. Marek, kiedy pojechał z nią wczoraj wieczorem na zakupy, kupił jej wiele ubrań, szczególnie do pracy. Ula miała ciężki wybór. Postanowiła ubrać turkusową bluzkę z serduszkiem ogromniastym oraz dżinsy w granatowym kolorze. Ten ubiór jej świetnie pasował. Potem Brzydula poszła ponownie do łazienki się umalować. Zaczęła od rzęs. Aż nagle.. ups! Na Brzuduli spodniach zrobiła się plama. Więc włożyła do pralki spodnie, obiecała sobie, że je poźniej wypierze, nie ma czasu na takie bzdury. Więc wzięła drugie spodnie, tym razen jaśniejszego koloru, też kupione przez Marka. Też Markowi te spodnie się podobały. Tym razem postanowiła nie naciapać kolejnej pary, bo w czym by poszła! Udało jej się. Pomalowała usta jasnym różem, rzęsy również. Po tym włożyła w trymiga buty na obcasie, czarne (Ula lubi taki kolor butów), też kupione dla niej przez Marka, kurtkę niebieskawą i zamknęła drzwi. Szybko wyszła z domu i tam spotkała Ulkę niespodzianka.. Marek czekał przed domem z samochodem otwartym. Brzydula wsiadła do samochodu, Marek równiez. I chłopak Uli wziął gaz do dechy. I ruszył. Ula chciała go zapytać o wiele rzeczy.

- Marek. Co ty tu robisz? Miałeś być w biurze! Wiesz, że już Paulina by się uburzyła.

- Och, Ula, przestań. Rozmawiałem z Pauliną. A poza tym, kto jest tu prezesem: Paulina, czy ty?

- No.. eee. Ja, no tak. Ale wiesz. Paulina, choć nie jest prezeską, to się zachowuje, jak by nim była. Ach, przecież wiesz, że mogłabym sama przyjechać. I co ja teraz powiem Paulinie i reszcie?

- Mówię Ula do ciebie.. Przestań. Rozmawiałem już z nimi. Wszyscy wiedzą, że pojechałem do ciebie.

- Och, Marek.. Nie musiałeś aż tak się utrudniać.

- Ula. Jestem już twoim mężem. A obowiązkiem każdego męża jest uszczęśliwiać swoją pannę. A więc. Udało mi się.
- No, myślę, że tak.
- Jesteśmy. Wysiadaj.
I Marek przed biurem zaparkował samochód. Weszła razem z Markiem do biura i wjechała windą do swojego gabinetu. Musiała narazie opuścić swego ukochanego. Ula pilnie sprawdzała wszystkie papiery, myślała nad nową zimową kolekcją. I nic. Wciąż i wciąż myślała. Nie miała pomysłów. Nie chciała już dużej siedzieć w swoim gabinecie i nic bezczynnie robić. Chciała z kimś pracować, a nie sama zamknięta. Nie lubiła być sama. Poszła sprawdzić, co robi Violetta.
- Ach, tak tak tak tak tak. Czesć moja kochana Ulo! Co tam u ciebie? Jak tam Marek?
- No dobrze. Wczoraj byłam z Markiem w galerii i kupiłam kilka ubrań na kilka okazji.
- Ach, tak.. ubrania.. Są wazne, ale nie tak, jak mój Sebuś.
- Też tak sądzę.
- Czyli ty też kochasz mojego kochanego Sebusia?
- Ach, Viola! Ja przecież kocham Marka! Tylko Marka.
- A, no rozumiem. Już całkiem mi się pomieszało w tej głowie. Jak tam poranek? Mój słodziudki, jak nigdy dotąd. Sebastian zrobił mi śniadanie do łóżka.
- No, miłe. Też bym się z tego cieszyła. Ale rano miałam mały wypadek. Kiedy malowałam rzęsy, to mi na moje nowiutkie dżinsy spadło. I wsadziłam dżinsy do pralki. Tragedia, tragedia.
- Bidota, ciasnota, jedna łazienka... A pralka? Najwięksi górale takiej nie pamiętają.
- Ach, Viola.
- Teraz jadę na dół, a ty? Hmm... pewnie też jedziesz na dół. Na górę pojechał ktoś inny, przeciez.
- Oj, Viola, Viola! Jakie to ty teksty masz. Właśnie masz rację. Chciałam jechać na dół. Do Przemko. Zobaczę, co robi. Ja swoją robotę skończyłam.. Nudzi mi się w pracy potwornie!
- Ja też jadę do Przemko.
- Do Przemko? A po co jedziesz do Przemko, co?
- Yyy, ja? Nie wiem. A nie, wiem. Za tobą.
- Za mną? A po co? Skończyłaś już swoją pracę?
- Nie, wprawdzie.. Pracować się nie chce. Jadę z tobą, i koniec.
- Nie!
- Tak.
- Nie.
- Tak.
I ta spora trochę trwała. W końcu Viola przerwała tą długą kłótnię.
- Ula.
- Tak, Viola. Co chcesz tym razem?
- Skoro skończyłaś pracę, idź do domu. Z Markiem.
- Nie Viola, nie pójdę. Nie zostawię tak pracy, choć ją skończyłam. Może ktoś potrzebuje pomocy? Jeśli tak, pomogę mu, albo jej. Zależy, oczywiście..
- Jak tam chcesz. A teraz jadę z tobą do Przemko.
- Ach, no dobrze. Wolę się zgodzić, bo znów by był spór. A tego nie znoszę! Chodź.
I poszły. Zjechały windą na dół i poszły do Przemko.
- Dziewczyny, dziewczyny! Wejdźcie, a jakże! Ja i Izabela nic nie robimy. Kawki?
- A jakże, Przemko. - powiedziała z uśmiechem Brzydula.
- O, z Ulką się zgodzę. Dwa razy. Zapłacić?
- Viola, opanuj się! - szepnęła jej Ula.
- Dobrze, dziewczęta, zrobię wam kawy. Izabela, niech Izabela zajmie się gościami.
I Przemko poszedł robić kawę: Dla Uli, Violi, Izabeli oraz dla siebie. Dziewczyny usiadły, rozmawiały z Izą.
- Jak tam Ula po weselu?
- No fajnie, Iza. Wiesz, jestem szczęśliwa. Z Markiem zawsze się tak czułam. Bezpieczna.. szczęśliwa.
- To dobrze, dziewczyna musi być szczęśliwa z chłopakiem, rzecz jasna. Violka, a Sebastian. Jak?
- Tez dobrze! Raz to zaprosił mnie do staracji!
- Viola. To fajnie.. O, idzie Przemko.
- Tak, rzeczywiście.
Przemko położył kawy. Każdy ją pił z rozkoszą.
- Yyy, Przemko. My tak na chwilę.
- No dobrze. Jak robota, to robota. Znam się na niej, i to jak!
- Nie, ja już nie mam roboty. Violce jeszcze trochę zostało, ale ja już skończyłam swoją pracę.
- To czemu nie pójdziesz z Markiem do domu? Odpoczniecie od pracy.
- A czemu nie? Zastanowię się. Bo nie chciałabym zostawić pracy. Jakby ktoś czegoś potrzebował?
- Aj, przestań, Ula! Sobie poradzi.
- Dobrze. To pójdę po Marka. Do zobaczenia jutro!
- Tak. Pa Ula! Miłego dnia!
I Ula poszła po Marka. Wyjaśniła mu, że są zwolnieni z dzisiejszej pracy i mogą coś porobić. Marek nie miał wyboru. Wsiedli do samochodu i odjechali....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz