Ula Cieplak (Julia Kamińska) – młoda dziewczyna z podwarszawskiej wioski Rysiów. Jest osobą dobrze wykształconą, świetną ekonomistką. Znajduje zatrudnienie w firmie Febo&Dobrzański jako asystentka prezesa, lecz z czasem dostaje posadę dyrektora finansowego z którego szybko rezygnuje. Prezesem firmy jest Marek Dobrzański, w którym szybko się zakochuje. Jest jednak zbyt nieśmiała i niepewna siebie, by mu o tym powiedzieć, postanawia więc zdobyć chociaż jego szacunek i przyjaźń. Na początku Ula nie zostaje zbyt ciepło przyjęta przez personel. Ludzie naśmiewają się z niej i pogardliwie nazywają "Brzydulą", nie tyle ze względu na urodę, co na styl ubioru dziewczyny zupełnie niepasujący do stylu osób związanych z firmą – duże, groteskowe okulary, oraz kolorowe, niedopasowane do siebie ubrania. Z czasem jednak, ze względu na kompetentną i dobrą pracę dla firmy, "Brzydula" zjednuje sobie coraz większą sympatię i szacunek otoczenia. Poznajemy też ukryte wcześniej cechy jej charakteru – okazuje się być silną, niedającą sobą pogardzać, zdolną do zapanowania nad sytuacją w razie problemów, kobietą. Nie raz ratuje firmę z trudnych opresji.

czwartek, 18 marca 2010

Rozdział IX - Niespodziewana, pełna przygód podróż do domu .

Tydzień Uli zleciał jak z płatka. Nie chciała wracać do Polski. Tak jej się tutaj podobało. Poznała wreszcie włoskie klimaty i obyczaje. Czasem myślała też, że jest jedną z włoszek. Czuła się tam jak włoszka. Zapominała o Polsce coraz bardziej. Ale o biurze nie mogła zapomnieć. Cały czas ta myśl jej ustała. Z żalem weszła do samolotu, który czekał właśnie tylko na nich. Rzekła cichutkim głosem do Marka:
- Wiesz, bardzo mi się tutaj podobało. Z żalem stąd wyjeżdżam. Nie chcę tego. Och, szkoda, naprawdę. Cieszę się niezmiernie, że tu przyjechaliśmy, Marek! Dziękuje ci. To tylko i wyłącznie dzięki tobie. Gdyby nie ty... och, dziękuje!
- No, kochana, nie ma za co! Odpoczynek takiej super pracowniczki zasługuje się co dzień! Jesteś tu najlepsza. Każdy tak myśli. Tylko ty ...
- Właśnie, tylko ty jesteś taki niezmiernie dobry. Tylko ty... – szepnęła Ula do Marka, żeby Paulina, która siedziała za nimi, nic nie usłyszała o ich „miłosnej” rozmowie.
- Śpij, moja Ulo! Jakaś godzina, dwie, i jesteśmy w Warszawie.
- A czemu nie ... Gdzie jesteśmy? Spytaj pilota.
- Ale są tu na pewno włosi. Nie zorientują się, o co chodzi.
- Marek! Na pewno jest tu jakiś Polak! Polacy często bywają we Włoszech. Nie wiesz?
- Wiem, moja droga. W takim razie idę.

Ula zasnęła żywcem. Marek poszedł aż na sam przód samolotu. Szukał pilota „polaka”. Udało mu się. Wiedział, że dąrzy odpowiednio do celu.
- Przepraszam, gdzie mniej więcej jesteśmy?
- Tak, tak ... jesteśmy koło Słowacji .
- Dziękuje bardzo. Za ile godzin, bądź minut, wylądujemy w Warszawie?
- W Warszawie? O czym pan mówi? Nie jedziemy do Warszawy!
- Jak to, proszę pana? To gdzie?
- Do Wrocławia, proszę pana.
- Jak to: do Wrocławia? Hhh, czyli razem z moją żoną wsiedliśmy do złego samolotu. Czyli ten obok leciał do Warszawy?
- Tak, proszę pana. Niech pan się nic nie martwi. Choć samolot wyląduje tylko we Wrocławiu (to jego pierwszy przystanek, proszę pana), wylądować dla Państwa w Krakowie. Będą Państwo mieli bliżej do Warszawy.
- Dziękujemy z całej mocy.
- Ale muszę jeszcze zapytać o to pilota, który prowadzi samolot. Czeka niech pan, dobrze?
- Poczekam, a jakże. Nie mam innego wyjścia, proszę pana.

Drugi pilot poszedł zapytać pilota, który prowadził samolot, czy będzie taka możliwość, aby zatrzymać się w Krakowie. Pan nie zgodził się, bo usłyszał w radiu „SAMOLOTOWE RADIO”, że w Krakowie na lotnisku dwa samoloty zderzyły się i nie ma takiej możliwości.

- Przykro nam, ale nie. W Krakowie był wypadek dwóch samolotów. Lotnisko jest zablokowane.
- A to pech! To może..... w Katowicach?
- W Katowicach? Może... Już, czeka pan.

Też nie, bo nastał wybuch kopalni, tuż, koło lotniska.

- A to pech . – powiedział Marek. – No trudno. Przejedziemy się z żoną do Wrocławia. Dziękujemy.
- Proszę. I przepraszamy, że Państwo będą jechać dłużej. Bardzo przepraszamy!
- Nie ma za co.

Ula, kiedy już Marek usiadł i wzdychał mocno, zapytała.

- Marek, coś się stało?
- Ach, Uleńko, wiele się stało!
- Co się stało ... a poza tym, czemu tak długo byłeś u pilota, hę?
- No, właśnie dlatego tak długo byłem u pilota.
- JESTEŚMY W POLSCE, TUŻ KOŁO KRAKOWA. – oznajmił pilot.
- To super! Jeszcze niecała godzina i ukaże się nam lotnisko Warszawy! – wykrzyknęła Ula. Wszyscy popatrzeli na nią zdziwieni. „Przecież nasz samolot jedzie do Wrocławia.” – powiedziała pewna pani do swego męża. „Tak, właśnie” – powiedział do żony.
- Oho, ktoś wsiadł do nie tego samolotu. – zaśmiała się cicho Ula do Marka.
- Nie, to my wsiedliśmy do innego samolotu, Ula.
- Co?!! To tamten był do Warszawy? Czyli ten jedzie do Wrocławia?!!! Boże kochany! Jeszcze tego mi brakowało pod koniec urlopu, tak dobrego urlopu!! Och, co za pechowskie życie z tymi samolotami! – Ula szlochała, ile się dało.
- Chciałem, aby pilot nas wysadził w Krakowie, ale był wypadek z dwoma samolotami i lotnisko jest zablokowane, w Katowicach, tam wybuchła fabryka, tuż koło lotniska. We Wrocławiu wysiądziemy za niecałą godzinę.
- Och, to dobrze.. A, coś na laptopie porobię. Może włączymy youtube i pooglądamy jakiś ciekawski film? Czas nam szybciej zleci. Paulina chodź. Obejrzymy Kogel Mogel, cóż zrobić.
- Hm. To fajne. Czas szybciej zleci... Szkoda tylko, że zaszła ta pomyłka... Tak, jeszcze tego brakowało. Och, co za życie, naprawdę.

Ula włączyła na youtube film Kogel – Mogel. Oglądali z uwagą. Czas rzeczywiście im szybciej zleciał. Obejrzeli szybko dosyć pół filmu i byli we Wrocławiu. Ula była trochę zmęczona.
- Nigdy tu we Wrocławiu nie byłam.
- Pojedziemy kiedyś do Wrocławia, dobrze?
- OK.

Poszli do budynku. Była rozpiska samolotów. Był do Warszawy. Pierwszy z nich odjeżdżał o 11:27.
- Oho, to za 15 minut. Idę kupić bilety, dopóki mała kolejka.

Marek pospiesznie kupił bilety, Ula kupiła duże picie Nestea i wsiedli do samolotu. Paulina wyjęła włoskie kanapki, które tam kupiła. Razem je zjedli. Niebawem samolot ruszył. Ula ponownie włączyła laptopa i dalej oglądali ten sam film, aby go dokończyć.

- Ufff, już jedziemy do Warszawy! Na pewno... Żeby było pewniej, zapytam pilota.
Ula poszła aż na sam przód samolotu, spytała się i odpowiedział jej, że jadą do Warszawy. Ula odetchnęła z ulgą. Miała dość tej przygody, jak na taki pierwszy raz. Usiadła i dalej razem z markiem i Paulą oglądali film. Niespodziewanie byli już w Warszawie.

- Nareszcie. – sapnęła Ula z ulgą.
- No.... racja. – szepnęła Paulina. Ledwo dyszała.
- Oooo, nasz samochód stoi. Cały i zdrowy!
- Mój też. – powiedziała Paulina. Pożegnali się na lotnisku i pojechali do własnych domów. Ula była zmęczona. Choć była trzynasta.
- Dziś spędzimy razem wspaniały wieczór, tu, w Polsce. W restauracji?
- Zgoda! Ale muszę się jeszcze dziś przywitać z firmą i pracownikami, a szczególnie z Violą. Ale to za godzinę. Teraz chce mi się spać.
- Mi też. To co... Powiem tylko „dobranoc, kotku...”
- Ja również.
I żywcem zasnęli po ciężkiej podróży przez kraje i miasta.

1 komentarz:

  1. NieZle jaja wsiazc do samolotu byle jakiego nie dbac o bagarz nie dbac o bilet sciskajac w reku kamyk zielony nie patrzycptzed siebie co zostaje w tyle

    OdpowiedzUsuń